wtorek, 14 marca 2017

Weekend ...

Po tym wszystkim pod koniec roku i szpital i operacja i walka o pracę, o umowę. Po strasznym początku tego roku i te problemy ze zdrowiem i poważne badania i w końcu śmierć Roberta.
Dało mi się to wszystko strasznie w kość, siadła mi kompletnie psychika, niby żyłam normalnie, ale ciągle gdzieś w środku czułam niepewność, nie mogłam spać po nocach, wszystko od nowa analizowałam. Ze śmiercią Roberta nigdy się nie pogodzę, on zawsze będzie w mojej głowie. Te rozmowy jak bardzo się boi, jak bardzo kocha życie, nie mogę tego wszystkiego zapomnieć. I każdego dnia od nowa to przeżywam, każdego dnia kiedy zaczynam pracę, czekam aż jego nazwisko zaświeci się na zielono, aż do mnie zadzwoni i powie wesoło "dzień dobry" pożyczy spokojnej i owocnej pracy, ciągle czekam na to kliknięcie zwiastujące nadejście wiadomości, jak jego nazwisko pojawia mi się w bazie to ciarki przechodzą mi po plecach.
No cóż ja żyję i zamierzam żyć pełną piersią, głową muru nie przebiję.Tylko muszę pozbierać się psychicznie po tych wszystkich nie fajnych sprawach.
No i właśnie zamierzałam zacząć w poprzedni weekend. Żyć, ładować baterie. Dwa koncerty, intensywność weekendu to to co tygryski lubią najbardziej.
Zaczęło się od głupiego snu, strasznie głupiego. No cóż ja tam w takie rzeczy nie wierzę, więc się pośmiałam i wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę. Już na samym początku było nie tak, w restauracji dostaliśmy nie to co zamawialiśmy, ale to drobiazg, zresztą nie mieliśmy czasu czekać znowu, więc odpuściliśmy, zjedliśmy to co dostaliśmy i ruszyliśmy dalej. Zajechaliśmy na miejsce, w planach mieliśmy, jak zwykle, zameldować się w hotelu i na miasto. Nic z tego, moim przyjacielem stała się toaleta. Przesiedziałam w niej niemalże 4 godziny. Na szczęście mój organizm to dziwny mechanizm, tuż przed koncertem wszystko mi przeszło jak ręką odjął.
Koncert był mega, super, ekstra. Zupełnie inny niż wszystkie do tej pory. Stare piosenki, większość z nich pierwszy raz słyszałam na żywo. No ucha chana byłam po koncercie jak nic. Po koncercie spotkanie jak z dawno niewidzianymi kumplami, rozmowy, żarty, nawet dostałam buziaka od mojego idola :-)
Wróciliśmy do hotelu w bardzo pozytywnych nastrojach, ale moje dolegliwości wróciły. Cała noc nie przespana. Rano powtórka z rozrywki. 3 godzinną podróż do Torunia ledwo przeżyłam. Zajechaliśmy do mojej siostrzyczki i zamiast siedzieć w towarzystwie to ja siedziałam w toalecie. Mieliśmy iść na miasto, na super naleśniki, nic z tego nie wyszło. No i znowu tuż przed koncertem wszystko mi przeszło, to jest jakaś magia. Na szczęście potem już nie wróciło.
Koncert jak zwykle magiczny.
Natomiast po koncercie nastąpił zgrzyt. Poczułam się jak wyrzutek społeczeństwa, a myślałam, że to mi się nigdy w tych okolicznościach nie zdarzy. W końcu jestem fanem jak wszyscy inni, przychodzę na koncerty, płace za bilety, bawię się, krzyczę, śpiewam, jak wszyscy inni. Niestety okazało się że wszyscy inni mogą, a ja nie. Było mi tak cholernie przykro, myślałam że się rozpłacze. Na szczęście mam cudownych idoli, na zewnątrz zapalili ze mną papierosa, pogadali i od łez uratowali :-)
Jak wracaliśmy do domu, już moje zdrowie nie szwankowało, po dwóch dniach normalnie zjadłam, napiłam się herbaty i mogliśmy spokojnie wracać. Niestety była mgła, autokar nas wyprzedzał (wariatów na drodze nie brakuje). Najgorsze było to, że trafiliśmy zająca, zobaczyliśmy tylko jego świecące oczy, nie było szans na żadną reakcję i huk. W całym tym nieszczęściu to dobre to, że to nie było jakieś większe zwierzę, bo i z nas nie byłoby co zbierać.
No i na sam koniec, zajeżdżamy pod blok przed 3 w nocy i zoong, winda nie działa. Syna obudziliśmy, żeby nam pomógł. Chyba pierwszy raz cieszyłam się, że szczęśliwie dotarłam do domu.
Czy naładowałam baterię?? Tak!! Tylko tą energię od razu straciłam :-(
Za nieco ponad miesiąc będę ponownie próbować je naładować.
Rozpisałam się sorki, ale musiałam to z siebie wywalić.
A na koniec foto relacja z tego co najlepsze :-)

10 komentarzy:

  1. Super fotki już widziałam!!!! Ale jak to, miałaś problemy, że dobrze sie bawiłaś???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no tak ty fotki już widziałaś, ale nie mogła się oprzeć, zęby i tu się pochwalić ;-)
      Chodzi ci o ten zgrzyt po koncercie w Toruniu?? Długo by opowiadać i ten post miałby trzy kilometry ...

      Usuń
  2. To oburzające, kto się na coś takiego ośmielił?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na co?? Kto?? zaczynam czytać post od nowa, co ja tam napisałam ;-)

      Usuń
  3. Fotki cudowne :) Nie widać na nich tych wszystkich przygód które Was w ten weekend spotkały. Szkoda że tyle rzeczy psuło Ci ten dobry nastrój ale tak już czasu bywa. Najważniejsze że koncerty mimo wszystko na plus :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na koncertach humory dopisywały, dlatego na twarzach kłopotów nie widać ... no cóż powoli robię listę koncertów na letniej trasie, mam nadzieję, ze już całkowicie oddam się radości :-)

      Usuń
    2. Plany to super sprawa i potem to oczekiwanie na ich realizację :)

      Usuń
    3. taaaa uwielbiam to oczekiwanie, ale jak już się zrealizuje to jakaś tak pustka mnie dopada, że to już po ... dziwne ze mnie stworzenie ;-)

      Usuń
  4. Jest takie powiedzenie: jak się K****E nie wiedzie to i pies jej nie chce.
    ;))
    Czasami tak bywa...Gdzie nie ruszysz się to kłody pod nogi...
    A niesmak na koncercie to chyba ktoś Ci dopiekł z powodu "bycia niechodziakiem"...?

    Koncertu Ci zazdroszczę kobito!!!!
    I trzym się mocno! Czego się da ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, problem powstał przez moje niechodzenie i na szczęście to już było po koncercie, ale przykro było i niesmak pozostał ... myślę, ze kiedyś to z siebie wyrzucę, muszę to wyrzucić i najbardziej bym chciała w oczy tej osobie ... już raz taka sytuacja się wydarzyła, wtedy chłopaki nie zawiedli i teraz też nie, wiec mam się czego trzymać ;-)

      Usuń