niedziela, 30 marca 2014

„Jest jedna miłość, która nie liczy na wzajemność, nie szczędzi ofiar, płacze a przebacza, odepchnięta wraca - to miłość macierzyńska."

Uwielbiam być matką swojego syna.

Czasami kłócimy się tak, że szyby trzeszczą.
Przede wszystkim jednak rozmawiamy o książkach, o filmach, o muzyce, o życiu, miłości, przyjaźni, przyszłości i przeszłości.
Nie ma ze mną łatwego życia, bardzo szybko musiał stać się samodzielny. Musiał nauczyć się rzeczy, o których jego rówieśnicy nie mieli pojęcia.
Nie mogę mu też wiele dać, tzn materialnie, bo tak w ogóle to oddałam mu całą siebie. Od małego wiedział, ze jak chce od życia czegoś więcej, musi na to ciężko zapracować. Nic w życiu mu nie przychodziło tak po prostu. Marzy o podróżowaniu, zwiedzaniu świata i poznawaniu jego historii, ja mu jedynie co to tej pory mogłam zafundować to wakacje z rodzicami po kraju. Zatem moje dziecko wzięło sprawy w swoje ręce. Wystartował w konkursie wiedzy o unii europejskiej i wygrał wycieczkę do Brukseli, ze zwiedzaniem przy okazji okolicznych miast.
Właśnie wrócił i nie może przestać opowiadać.
A mamusi przywiózł samodzielnie skomponowane pudełeczko belgijskich czekoladek.
Oj rozpieszczają mnie ostatnio te moje chłopaki ... szczęściara ze mnie :-)

piątek, 28 marca 2014

Słowami świadczyć miłość - to nie miłość...

... ale rogalem to już coś. 

Dziś moja druga połówka na drugą zmianę miała, więc sobie zażyczyłam świeżutkiego rogalika na śniadanko. No i przytaszczył mi do domu rogalika, a właściwie to rogala, ba rogalisko wielkości bochenka chleba. Cudownego, pięknie wypieczonego, posypanego makiem, kruchego rogalika, tylko że teraz to ja go będę trzy dni wcinać.

Mój mąż to jednak czasami potrafi mnie zaskoczyć i rozśmieszyć.

środa, 26 marca 2014

Żeby nie ten ból to by człowiek nie wiedział, że żyje.

Jak ktoś się pierdołą urodził to kanarkiem nie zdechnie.
Coś sobie zrobiłam w żebra, zabijcie mnie, ale zupełnie nie wiem kiedy, gdzie i co. W każdym bądź razie boli jak cholera. Czasami zwyczajnie gubi mnie rutyna. Zapominam zaciągnąć hamulec, szybko chcę się przesiąść, coś zrobić. Tak bardzo chcę być normalna, że zaczynam zapominać o moim kalectwie i to mnie gubi. Często sama sobie robię krzywdę.

poniedziałek, 24 marca 2014

Będzie długo ...

Wyć mi się chce ... wylicza się nam niepełnosprawny każdy grosz, który dostajemy od państwa. A posłowie, każdy jeden, nie ważne z jakiej partii skąd dostają swoje nie małe pensje?? Czyż nie od państwa?? No tak ale oni przecież ciężko pracują na rzecz ów państwa, a my niepełnosprawni to tylko darmozjady. Nie raz usłyszałam, że dostaję rentę za nic nie robienie i powinnam siedzieć cicho. Bardzo chętnie zamieniłabym moją rentę i nic nierobienie, na pracę i przyzwoitą pensję. Nie jestem masochistkę, nie wegetuję bo lubię. Żyję tak jak żyję bo nie mam innych możliwości.

Tak to prawda, mam rentę. ZUS-oską rentę, do tego wszystkiego na stałe i powinnam się z tego powodu piętami w dupę kopać ze szczęścia, bo wielu o takiej marzy. Bo mówią, że dziś do ZUS-u trzeba z głową pod pachą przyjść, żeby rentę dostać. Jestem przez ZUS uznana za nie zdolną do samodzielnej egzystencji i trwale nie zdolna do pracy. Czyli co?? Wychodzi na to, że już do niczego się nie nadaję i nic mi nie wolno. Czas się zabierać z tego świata i głowy nie zawracać.

 Dostaję nieco ponad 900zł owej renty, razem z dodatkiem pielęgnacyjny, o którym się ostatnio tak dużo mówi. Myślicie, że za takie pieniądze da się żyć?? Owszem jeżeli ma się pracującego i zarabiającego męża.  Gdybym miała sama za to żyć, opłacać itd. to by nawet wegetacją tego nie można było nazwać.
Czynsz za mieszkanie 370zł
Prąd teraz płacimy około 150zł więc podzielić to na trzy to na mnie wychodzi 50zł
Gaz na mnie samą wychodzi około 25zł
Telefon, który zaliczam do rzeczy niezbędnych, bo jako osoba trwale chora muszę owy mieć, by móc w razie czego zadzwonić po pomoc 25zł
Bez telewizji i internetu można w sumie żyć, ale podobno ma to być godne życie więc dodajmy jeszcze do rachunku 60zł
Leki bez których żyć nie mogę, około 100zł.
Czyli razem wszystkie wydatki to 630zł
Może za około 300zł dałabym radę się wyżywić, ale gdzie w tym wszystkim pośrednie wydatki. Coś do ubrania. No niby butów kupować nie muszę, mama zrobi mi kapcie na drutach, w końcu nie chodzę, więc buty mi potrzebne nie są. No a nawet jak sobie jakieś kupię to na wiele lat będę miała. Ubierać się modnie też nie muszę, bo jak można być modną na wózku. Kto na to patrzy, przecież ja nawet nie jestem kobietą, jestem osobą niepełnosprawną. W drodze wyjątku są sklepy z używaną odzieżą, które w gruncie rzeczy uwielbiam. O kosmetykach nie wspomnę, to zbędny wydatek dla grubej baby na wózku. Fryzjer to już w ogóle byłby ekstrawagancją. Gdybym miała tak sama z tego żyć to może jedno dobre był było, to to, że może w końcu bym schudła. Choć nie wiem czy dało by się schudnąć, jedząc chleb i potrawy z ziemniaków.

Jestem ciekawa ile panowie posłowie wydają na na garnitur?? Ile kosztują torebki pań posłanek?? A podróże, służbowe telefony, limuzyny?? Ale kto by im to wszystko liczył. Przecież im się należy. Zresztą to nie o to chodzi, ja im nie żałuję, niech oni sobie żyją jak chcę, ale niech się rozejrzą dokoła, niech spojrzą w dół z tych swoich wysokich stołków, na ludzi i niech nam też pozwolą normalnie i godnie żyć.

Mi należy się rehabilitacja ... tak raz na dwa lata dostaję dofinansowanie na turnus rehabilitacyjny, tak około 600zł, koszt całego turnusu to 1700zł, więc muszę dołożyć z tej mojej olbrzymiej renty.
Dostaję też dofinansowanie do wózka inwalidzkiego 1500zł z NFZ + 1500zł z PCPR = 3000zł, a porządny wózek, taki na którym mogę w miarę normalnie się poruszać w moim ciasnym mieszkaniu, który nie połamie się na codziennej jeździe po schodach i który mieści się w windzie kosztuje 7500zł. Dofinansowanie takie przysługuje mi raz na pięć lat, jak się w między czasie zepsuje to siedzę i kwiczę. Na szczęście ma zaradnego męża i w tej chwili jeżdżę na pospawanej ramie w wózku, a połamała mi się na wspomnianych wcześniej schodach.
Dostanę również dofinansowanie do poduszki przeciwodleżynowej 100zł z NFZ + 100zł z PCPR = 200zł, a poduszka, która naprawdę odleżyn nie powoduje kosztuje co najmniej 1500zł.

Wiecie co ja nie chcę narzekać jakoś sobie poradzę, naprawdę dam radę. Tylko czasami jest mi przykro, że jestem takim człowiekiem drugiej kategorii. Czasami nawet popłaczę sobie cichutko w poduszkę. Czasami zamknę oczy i pomarzę sobie o lepszym życiu, o godnych warunkach życia. Przecież marzenia po to są by marzyć, a jak jeszcze sobie pomyślę, że marzyć trzeba, bo czasami się spełniają to od razu mi się robi lepiej. I żyje dalej marząc o spełnionych marzeniach.

niedziela, 23 marca 2014

"Alkohol jest mostem - ale nie drogą"

Szybka impreza, zupełnie nie planowana. Kolorowe kanapki i biała wódka.
A dziś kac gigant.
Ale chyba tego właśnie było mi trzeba. Ostatnio żyję w strasznym napięciu i takie nie planowane rozluźnienie było mi potrzebne.
Jutro będzie trzeba wrócić do rzeczywistości. 

piątek, 21 marca 2014

"Nauka to potęgi klucz!?"

Moja siostra chciała mnie zamordować. Zamordować matematyką.

Tak, postanowiła mi wbić do głowy szereg cyferek. Spociłam się tak, że pot mi oczy zalewał, chciało mi się płakać, mało na zawał nie zeszłam. Błagałam ją by mnie już w spokoju zostawiła i sobie poszła. No tak w maju czeka mnie matura z matematyki i mam  wrażenie, że jej bardziej zależy na tym bym zdała niż mi samej. Bo ja do tej matury podchodzę bardziej dla otoczenia niż dla siebie. Na studia się nie wybieram. Raz, że nie mam możliwości, a dwa za stara jestem już na naukę. Moja administracja teraz kosztuje mnie tyle wysiłku i stresu, że więcej bym nie zniosła. Po za tym ja tam wcale nie czuję się gorsza z powodu braku tegoż egzaminu dojrzałości. Mnie dojrzałości nauczyło życie i znajomości ciągów, algorytmów i tego typu dziwnych rzeczy mi nie brakowało. A po za tym hmmmm moja siostra maturę ma, ba jest nawet inżynierem, a w czerwcu będzie jeszcze magistrem. Za to pracy nie ma tak jak ja i np. dziś miałam wrażenie, że rozmawiałam z dzieckiem, a nie z dojrzałą kobietą .

No chciałabym zdać tą maturę tak dla zasady.

środa, 19 marca 2014

Nóż się w kieszeni otwiera!!!!

Dlaczego protestują opiekunowie niepełnosprawnych dzieci?? Przecież dostają 820zł miesięcznie. Szał mnie ogarnia jak coś takiego słyszę. Niech jakiś minister, obojętnie jaki weźmie te 820zł i przeżyje za nie cały miesiąc, sam. Ja już nie mówię, że razem z dzieckiem. Dziecko niepełnosprawne potrzebuje leki, zaopatrzenie urologiczne, sprzęt ortopedyczny, rehabilitacje. To wszystko kosztuje, kosztuje dużo więcej niż wychowanie zdrowego dziecka. Opiekun nie może iść do normalnej pracy, bo większości tych dzieci potrzebuje opieki 24 godziny na dobę. A jak taki człowiek chce dorobić parę złotych to z miejsca ów zasiłek jest mu odbierany.

Żyją sobie jak pączki w maśle, jedzą, piją, podróżują za nasze pieniądze. A matką które życie poświęcają dla swoich kalekich dzieci  odmawiają godnego życia. Dają żebracze pieniądze i karzą siedzieć cicho. Te matki, ci ojcowie powinni być traktowani jak dobro narodowe, bo to ile potrafią poświęcić dla swoich dzieci, jaką wielką miłość dają tym dzieciakom jest nie ocenione. A tym czasem są traktowani jak śmieci. Co to za kraj??

Przejmują się Ukrainą. Ja współczuję tym ludziom, nie wesołą mają sytuację w swoim kraju, ale cholerka to nie nasz problem. Trzeba najpierw mieć posprzątane na własny podwórku, a dopiero potem zaglądać za płot sąsiada. W naszym kraju na wszystko brakuje, jak tu z niczego pomagać innym??

Ja chyba jestem głupia, nie rozumiem tego wszystkiego!!!!!!!!!!

poniedziałek, 17 marca 2014

"Różni ludzie, różna mądrość."

Kocham moją szkołę, kocham moją klasę.
Miałam szczęście trafić na wspaniałych ludzi.

Kiedy cztery lata temu decydowałam się na pójście do szkoły, szłam tam z duszą na ramieniu. Bałam się potwornie. Nie dlatego, że sobie z nauką nie poradzę, wiedziałam że z tym jakoś tam będzie. Obawiałam się ludzi, bądź co bądź osoba na wózku w szkole to ciągle jeszcze nowość, tym bardziej w szkole dla dorosłych. Bałam się samotnych przerw, stania cicho w koncie i z daleka obserwowania życia klasy. Spotkała mnie wielka niespodzianka od pierwszych chwil, byłam częścią tej klasy jak każdy inny. A jak przenieśli nas na I piętro, bez windy i byłam gotowa wtedy zrezygnować stanęli za mną murem i przez cały rok taszczyli mnie po tych schodach w tą i z powrotem. I kiedy po dwóch latach liceum nadarzyła się okazja dalszej nauki w tej samej grupie nie wahałam się ani chwili, mimo że ta administracja to trochę nie moja bajka. Ale spędzenie z tymi ludźmi kolejnych dwóch lat bezcenne.

A do tego wszystkiego kocham naszą panią, która wykłada nam większość przedmiotów. Raz, że robi to bardzo profesjonalnie. Dwa jak czegoś nie rozumiemy to cierpliwie tłumaczy nam wszystko do skutku jak krowie na rowie. A po trzecie na jej zajęciach nigdy nie jest nudno. Wczoraj na przykład mieliśmy temat "Komunikacja werbalna i nie werbalna", w związku z tym bawiliśmy się w głuchy telefon, kalambury to wszystko w połączeniu z bujną i szaloną wyobraźnią moich współklasowiczów, zabawy było co nie miara. Grupa dorosłych ludzi, a zachowywali się jak przedszkolaki. Wczoraj to był taki szalony dzień, co chwila dostaliśmy jakiejś głupawki, ataków śmiechu trudnych do opanowania. To szaleństwo, ale i również poważne rozmowy, współpraca sprawia, że człowiek chce się uczyć, chce tam być, chce obcować z ludźmi.  

Niestety nasza wspólna przygoda ze szkołą w czerwcu się kończy.

PS: A może ta euforia to to, że zostałam wyróżniona na forum, za najlepsze wyniki w nauce w poprzednim semestrze??

piątek, 14 marca 2014

"Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy"

Ostatnio naszło mnie na filozoficzne rozmyślania. Myślę o ludziach i sytuacjach które mnie otaczają.

W Boga nie wierzę, podobnie jak w cuda. Ale jeżeli ten cały Bóg jednak istnieje to czasami jednak bywa sprawiedliwy. Choć też mam trochę mieszane uczucia, zwłaszcza w pierwszym przypadku.

Kiedyś poznałam dziewczynę, młodą i głupią, życia nie znała, wszystko od rodziców dostała, o nic nie musiała się starać. Po prostu rozpieszczona małolata. Powiedziała mi, że się brzydzi niepełnosprawnych, chorych i starych ludzi. Są brzydcy, pokrzywieni i odrażający. Gdyby jej się urodziło takie dziecko to by je oddała, albo nawet zabiła, bo by nie chciała marnować sobie życia dla "czegoś" takiego. Cztery lata temu urodziła synka z dziecięcym porażeniem mózgowym. Chłopiec nie chodzi, nawet nie siada samodzielnie, trzeba go karmić, przewijać itd. A ona kocha go ponad życie. Z miłości do synka stała się cieniem człowieka, w niczym nie przypomina tamtej małolaty. Poświęca się dla niego całkowicie. Jak się o tym dowiedziałam to aż mnie zmroziło.

Drugi przypadek to facet, któremu wszystko zawsze łatwo przychodziło, co chciał to miał. Mówili o nim w czepku urodzony. Miał też żonę i syna, których olewał i potwornie krzywdził. Kobiety, samochody i motory to było to co kochał najbardziej. Zdradzał żonę na prawo i na lewo, co tydzień woził tymi swoimi błyszczącymi samochodami jakieś nowe, wypindrzone laski. Kręciło się koło niego tego towaru na pęczki. Bzykał (sorki za słowo, ale to i tak delikatnie) wszystko co się ruszało i na drzewo nie uciekało. W końcu żona przejrzała na oczy zabrała syna i odeszła. Wkrótce on miał wypadek na motorze, złamany kręgosłup, wózek, ale co najgorsze paraliż od połowy klatki piersiowej w dół. Czyli z bzykania nici. Powtórzę, jeżeli Bóg istniej to zabrał mu skutecznie to co kochał najbardziej, na motorze też już sobie nie pojeździ. 

Tu zaczynam wierzyć w powiedzenie "Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy"

czwartek, 13 marca 2014

"Odwagą jest żyć, czy odwagą jest umrzeć??"

Generalnie nie wierze w cuda, ale historia o której wam chcę opowiedzieć zakrawa o cud.

Młody chłopak. Zagubiony w brutalnym świecie. Zbuntowany przeciwko wszystkim i wszystkiemu. Sensu życia szuka w alkoholu i narkotykach. Któregoś dnia przyszedł kres wszystkiemu. Chłopak podejmuje decyzję, może nie do końca świadomie, na pewno nie na trzeźwo. Wyskakuje z okna swojego pokoju na VII piętrze.

W tym momencie zaczyna się całkiem nowa historia. I tu też zaczyna się cud.

Chłopak przeżywa i tak naprawdę wychodzi z tego, no może nie całkiem bez szwanku, ale żyje, chodzi i może zacząć całkiem nowe życie. Tak, budzi się innym człowiekiem. Od tamtej pory, mam wrażenie, żyje bardziej dla innych niż dla siebie. Swoje życie poświęca pomocy innym. Pomaga ludziom i fizycznie i psychicznie. Niejednokrotnie ratuje im życie, wyciąga z dołka, pomaga zacząć od nowa. Wielokrotnie spotyka na swojej drodze takich co to kiedyś podjęli taki sam krok jak on, nie widzieli innego wyjścia jak tylko ze sobą skończyć. Pomyśleli "zatrzymajcie ten świat ja wysiadam". Niestety w większości przypadków ich skok nie zakończył się tak szczęśliwie. Ich dalsze życie to zmaganie się z kalectwem. Ale zawsze w pobliżu jest on i zawsze poda pomocną dłoń. Minęło od tamtej tragicznej decyzji wiele lat, a on jest coraz lepszy i coraz większe rzeczy robi dla innych.

poniedziałek, 10 marca 2014

„Wesoła myśl jest niczym wiosna. Otwiera pąki natury ludzkiej.”

Przyszła wiosna i to jaka piękna, dziś u nas za oknem mamy 17 stopni i piękne słoneczko. Aż się żyć chce. Tylko trochę kondycja po tej zimie kuleje. Zimno to człowiek szybko do samochodu i z samochodu. Po dłuższym spacerze na słoneczku teraz bolą mnie ręce, ale co tam dam radę, najważniejsze, że jest cieplutko i mam nadzieję, że tak już zostanie co najmniej do końca października.
Tak w ogóle mam ostatnio dobry czas i nie tylko ciepło na zewnątrz, ale i w sercu ciepło się robi.
W piątek uczestnicy ostatniego obozu zorganizowali milutkie spotkanko, przykre tylko, że kadrę reprezentowałam sama. No ale w ten piątek ma być powtórka z rozrywki, w dużo większym gronie.
W sobotę natomiast panowie z klasy zrobili nam niezwykłą niespodziankę na dzień kobiet, dostaliśmy bukiety pięknych tulipanów, a że ich tylko trzech, a nas kobitek całkiem pokaźna grupa to mieli pole do popisu.  Miło :-)
Na wiosnę wszystko budzi się do życia, nawet ja :-)

czwartek, 6 marca 2014

"Społeczeństwo przys­to­sowu­je ludzi niepełnos­praw­nych in­te­lek­tual­nie i fi­zycznie do otocze­nia, otocze­nie do tych ludzi, a za­pomi­na przys­to­sować siebie."

No bez przesady ...
... nie popadajmy w paranoję. Najgorsze jest przechodzenie z jednej skrajności w drugą. Wystarczył by po prostu obniżony krawężnik, nie potrzebujemy specjalnego pasa ruchu. 
Jak widzę takie coś to się zaczynam bać. 
Świat chcąc nam pomóc sprawi, że zostaniemy całkowicie odizolowani od normalnego życia, od szeroko pojętej rzeczywistości. Już słyszałam, że są budowane specjalne osiedla dla osób niepełnosprawnych i ich rodzin. Słyszałam wypowiedź (sprawnego) pomysłodawcy "tu osoby niepełnosprawne, będą w swoim własnym gronie, nie będą musieli się krępować sprawnych ludzi, będą mieli wszystko na miejscu, przystosowany sklep, małą przychodnię pierwszej potrzeby, będzie nawet rozrywka - kawiarnia, gdzie również wieczorami będzie można posłuchać muzyki, w przyszłości może pomyślimy o specjalnym przedszkolu". Przecież to brzmi jak getto. Oczywiście o wiele łatwiej by się nam żyło w przystosowanym środowisku, ale my przede wszystkim chcemy żyć normalnie, mając również kontakt z "normalnym" zdrowym człowiekiem. Przecież my nie zarażamy kalectwem, nie jesteśmy groźni dla społeczeństwa.

PS: mam w wózku przednie kółka tak malutkie, że jak bym źle wymierzyła to na pewno wpadłyby mi w tą kredkę ściekową :-)

BŁAGAM POMAGAJMY Z GŁOWĄ!!!
Empatią, zrozumieniem, ale przede wszystkim rozumem!!!

wtorek, 4 marca 2014

Ludzka pomysłowość nie zna granic :-)

Widzieliście to??

Kosmiczny podjazd :-)


Jak to pierwszy raz zobaczyłam to mnie dziki śmiech ogarnął, ale po chwili zastanowienia wiem co powiedział by każdy instruktor w naszej fundacji "świetnie miejsce do nauki techniki jazdy". No i tak patrząc na to z mojego punktu widzenia to może i trochę czasu zajmuje wjazd na górę, ale lepsze to niż nic. Po za tym z tego co widzę fajnie wyprofilowany i myślę, że dla osoby doświadczonej i sprawnie poruszającej się na wózku nie sprawiłby on dużego problemu. A sam zjazd w dół to tylko przyjemność. Oj przydał by mi się taki gdzieś niedaleko mojego domu, miałabym gdzie trenować i może w końcu bym straciła parę kilogramów.
 Można to "cudo" krytykować,  można się z tego śmiać, może i to jest jakiś wybryk, ale do póki człowiek nie spróbuje to nie będzie wiedział i w stu procentach zgadzam się z dziewczyną z reportarzu.

poniedziałek, 3 marca 2014

"Nie zapominając o przeszłości żyjmy teraźniejszością..."

Dobra koniec tego pitu pitu. Trzeba wracać do rzeczywistości i co z tego, że szara w końcu można ją pokolorować. Dlatego dziś ma obiad naleśnik z dżemem truskawkowym i bitą śmietaną z kolorową posypką, a do tego kawa z odrobiną cynamonu. Może to nietypowe jak na obiad, ale co mi tam od czasu do czasu można zaszeleść tak dla poprawy nastroju. Mam nadzieję, że słońce za oknem zwiastuje szybkie nadejście wiosny, a potem to już będzie tylko lepiej.

sobota, 1 marca 2014

"Ironia życia leży w tym, że żyje się je do przodu, a rozumie do tyłu."

No i mamy weekend. Pierwszy wolny, zupełnie wolny weekend od ... hmmm nie pamiętam kiedy. Chyba jeszcze w tym roku nie miałam wolnej soboty i niedzieli. Nawet posprzątałam w chałupie wczoraj, obiady wstępnie przygotowane. Moje chłopaki w nocy byli na kinie na "Nocy Oskarów" i teraz odsypiają, a ja zupełnie nie wiem co mam zrobić z taką ilością wolnego czasu. Nadmiar szczęścia jest czasami przygnębiający. Siedzę, wpatruję się w słońce za oknem i rozmyślam. Jednak nadmiar myślenia mi chyba nie służy.