poniedziałek, 11 lutego 2013

Pomagać czy nie pomagać?? O to jest pytanie ...

Bardzo często ludzie zadają mi pytanie: jak wam pomagać?? A potem następuje stwierdzenie pełne goryczy: bo jak nie pomagamy to źle, a jak pomagamy to na nas fukacie! Pomagać oczywiście, że pomagać!!!!!!!!!! Tylko nic na siłę. Większość ludzi niepełnosprawnych samodzielnie wychodzących na ulice to ludzie dobrze radzący sobie w życiu, albo uczących się tego życia na zewnątrz z niepełnosprawnością. Ale może ja przytoczę parę przykładów z własnego życia, z własnego doświadczenia.
Nie dalej jak wczoraj byłam w supermarkecie i tak sobie jeździłam między półkami szukając czegoś konkretnego, podeszła do mnie starsza pani pytając czy by w czymś nie pomóc. Albo kiedyś tam jadąc przez miasto bardzo wolno, zwyczajnie w świecie nigdzie się nie spieszyłam, była piękna pogoda i się zamyśliłam, podbiegła do mnie młoda dziewczyna z pytaniem "może ja pani pomogę". Bardzo często też spotykam na mieście panów w lekkim stanie nieważkości, ci zawsze są chętni do pomocy "może panią popchnąć". Za każde takie zainteresowanie jestem ogromnie wdzięczna, z uśmiechem na twarzy pięknie dziękuję, ale niestety odmawiam. Zwyczajnie w świecie nie potrzebna mi pomoc, wtedy albo ludzie przepraszają, albo czują się obrażani. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że osoba na wózku wzbudza litość. To jest taka niepełnosprawność najbardziej pobudzająca wyobraźnie, wtedy ludziom przebiega myśl "rany ja bym tak nie chciał/a". My nie możemy ukryć swojej niepełnosprawności. Nie nałożymy na wózek czapki niewidki. To oczywiste, że są sytuację, w których potrzebujemy czasami pomocy, ale teraz podam inne przykłady.
Jadę sobie spokojnie po mieście i nagle czuję jak ktoś mnie łapię z tyłu za wózek, ja mam problem z kręgosłupem i nie odwrócę do tyłu samej głowy, muszę obrócić się całym wózkiem, starszy pan jednak trzyma mnie całą siłą, nie pozwala wykonać żadnego ruchu "ja pani pomogę, idę w tym samym kierunku", niestety w tym przypadku zwyczajne "nie, dziękuję" nie pomaga, lewo się owemu panu wyrwałam, zanim wytłumaczyłam, że nie potrzebuję pomocy, pan zdążył się obrazić i mamrocząc pod nosem coś w stylu "człowiek chce pomóc, a tu taki brak wdzięczności" odszedł oburzony. Inny przykład, spieszę się gdzieś, jadę szybko, nagle podbiega do mnie koleżanka i bez słowa zaczyna pchać, ja wystraszona zaczynam nagle hamować, koleżanka pcha nadal, palec wkręca mi się w szprychy, a ona pcha nadal, na szczęście tym razem skończyło się to tylko na złamanym paznokciu.
Bez urazy, ale pchać kogoś na wózku to wbrew pozorom nie jest tak prosto, na drodze stają wysokie krawężniki, szkła na chodniku, różnego rodzaju nierówności, wzgórki i pagórki, niestety to tych wszystkich przeszkód dochodzą psie kupy. Osoba z tyłu tego zwyczajnie nie może zauważyć. Żeby pokonać krawężnik trzeba specjalnej techniki, tym bardziej na takim wózku na jakim ja jeżdżę, jest lekki, wygodny, ale w rękach osoby nie doświadczonej może tracić stabilność.
Jeszcze raz powtórzę, pomagać oczywiście że pomagać. I jeszcze raz powtórzę z ogromnym naciskiem NIC NA SIŁĘ!!! Pytać się czy pomóc. Pytać się jak pomóc. Słuchać jak pomóc. I nie obrażać się, nie oburzać, jak ktoś owej pomocy odmówi. Nie przepraszajcie też, za każde zainteresowanie jesteśmy ogromnie wdzięczni.

piątek, 8 lutego 2013

Ferie ...

 ... i po feriach, a tak fajnie było. Zaplanowałam na te dwa tygodnie czytanie i dopieszczanie moich chłopaków. A że to co lubią tygryski najbardziej to jedzenie, więc gotowałam tylko ich ulubione potrawy. Potem zawijałam się w koc i czytałam, czytałam i czytałam. Dwa razy musiałam się z niego wygrzebać by odwiedzić bibliotekę i tak była moja aktywność w te ferie.
Szkoda tylko, że to co dobre szybko się kończy. Od poniedziałku, znowu moje życie będzie stało pod znakiem prawa cywilnego, administracyjnego, języka niemieckiego i rosyjskiego. Tylko nie pomyślcie że zwariowałam, ale tak pięknie wyglądają szósteczki i piąteczki w indeksie i ta czwórka z niemieckiego. To uzależnia!!!!!
A tak a propos czwórki z niemieckiego to ja nie wiem jak to zrobiłam. Szczerze mówiąc to ja nawet na tróję nie umiem. Jestem tego święcie przekonana. Wpadłam do szkoły zdyszana, zziajana 10 minut po 8 rano, egzamin już trwał, a zacząć się miał o 8.15. No ale ustny to był, więc tragedii nie było. "Kto teraz wchodzi" - krzyknęłam prawie jak na poczekalni u lekarza, nikt się nie odezwał więc zameldowała, że w takim razie ja wchodzę. A co mi tam raz kozie śmierć. Rzuciłam kurtkę koleżance na kolana i czekałam aż drzwi się otworzą i wyjdzie mój poprzednik. Weszłam wyrecytowałam kilka zdań o sobie, które mój syn mi wbił skutecznie do głowy. Potem jeszcze kilka pytań i czwóreczka. No szok!!! Po 10 minutach mogłam już wracać do domu. A miałam nawet ściągę na rękawiczkach (nikt mi ich nigdy ściągać nie każe bo to takie bez palców do jazdy), ale nawet zapomniałam z niej z korzystać tak byłam nakręcona.

piątek, 1 lutego 2013

FARciara ;-)

Minęło 9 lat, bardzo długich 9 lat.
Spadłam na samo dno. Nie jest łatwo pogodzić się z faktem, że już nigdy nie stanie się na własnych nogach. Nie przechodzi się nad tym do porządku dziennego na pstryknięcie palcem. Patrzyłam na własne dziecko, potrzebował jeszcze matki, a tym czasem to ja byłam od niego zależna. Nie radziłam sobie z życie. Myślałam, że wszystko co piękne mam już za sobą, że już nic dobrego mnie w życiu nie spotka. Były chwile, że pragnęłam umrzeć. Myślałam, że jestem dla rodziny ciężarem. Czasami podjeżdżałam pod okno, otwierałam je szeroko i się zastanawiałam, czy by nie skorzystać z tego, że mieszkam na 7 piętrze. Wtedy zadawałam sobie pytanie "odwaga to żyć, czy umrzeć?" Stałam się stara i zgorzkniała. Siedziałam w tym swoim dołku i biłam wszystkie ręce wyciągane do mnie z pomocą. Z dnia na dzień tych rąk było coraz mniej. Jedni się wystraszyli i odeszli, inni stracili do mnie cierpliwość. Zostało nie wiele rąk. Ale w końcu zdecydowałam się złapać którejś i wynurzyć się na powierzchnię.
A parę dni temu dostałam statuetkę od ludzi, którzy wtedy przed laty uratowali mi życie. Wyciągnęli z dołka, wyciągnęli z domu, pokazali jak żyć, nauczyli żyć od nowa.
Dla takich chwil watro żyć.