poniedziałek, 30 stycznia 2017

Walczę!!

Kolega kiedyś powiedział, że ludzie na wózkach powinni żyć do 40 roku życia, bo potem to się tylko sypią.
Może i miał rację??!!
Na pewno coś w tym jest.
Ja się sypię tak, że masakra. Ledwo się wykaraskam z jednego gówna, to się następne jakieś czepnie. Ciągle tylko łażę po lekarzach, ciągle czekam na jakąś wizytę u specjalisty. Wyjdę od jednego, już muszę szukać innego. Ciągle czekam na jakieś badania, wyniki. Czasami opuszczają mnie siły.
Ostatnio mnie wszystko tak przytłoczyło, że wieczorem jak zwykle wzięłam do ręki książkę chcąc się zrelaksować, przestać na chwilę myśleć o problemach, ale tym razem nawet książka nie pomogła. Zamknęłam ją i się po prostu rozryczałam.
Ale na razie żyję i się nie poddaję, walczę!!!!!!!!
I próbuję walczyć z uśmiechem i mimo wszystko optymistycznie patrzyć w przyszłość.
Póki co podpisałam roczną umowę o pracę i powiem wam, że nawet jestem z siebie dumna. Walczyłam o tą umowę jak lew, bo po raz kolejny chcieli mi dać umowę trzymiesięczną. Tym razem się postawiłam, bo to nie ludzkie co trzy miesiące stresować się czy człowiek będzie miał pracę, czy nie. Do tego zawsze problem z jakimś dłuższym urlopem, bo to trzeba dany urlop wykorzystać do końca umowy, w związku z tym nie można nic konkretnie sobie zaplanować. Tym razem nie wytrzymałam i powiedziałam, że umowa co najmniej na rok, albo się żegnamy. I mam na rok 😀😀😀
A tak po za tym to już upatrzyłam sobie cztery koncerty, na najbliższy w marcu już mam kupione bilety. W końcu będzie gdzie naładować baterie, bo ja od września na koncertowym głodzie.
No i jeszcze nawiązując do poprzedniego posta, to już się zapisałam na tatuaż, dałam zaliczkę, więc odwrotu nie ma. Taki sobie prezent trzasnę na walentynki, bo właśnie na 14 lutego mam termin.

Tymczasem trzymajcie za mnie kciuki jeszcze jakieś półtora tygodnia, czekam na wynik tomografii.

środa, 18 stycznia 2017

Dlaczego nie??

Mam ogromną ochotę zadać sobie ból. Z własnej nieprzymuszonej woli, zadać sobie ból.
Tyle jest bólu w moim życiu, tego nieznośnego, tego nie chcianego.
Dlaczego nie pocierpieć trochę z zaplanowanego bólu.
Boli mnie kręgosłup, przez niego boli mnie głowa, cała klatka piersiowa. Od tego nieustannego siedzenia bolą mnie nogi, czasami po całym dniu nie robiąc ani kroku, czuję jak bym przebiegła maraton. Z tego samego powodu boli mnie również tyłek, to już 14 lat takiego siedzenia na nim po kilkanaście godzin dziennie, ma prawo boleć i on. Bolą mnie też ręce, wieczorami to nie wiem gdzie mam je wsadzić i co z nim zrobić, żeby przestały rwać. To są bóle, nie chciane, nie planowane, one po prostu mi towarzyszą i już się do nich przyzwyczaiłam. Czasami sobie myślę, że jakbym się rano obudziła i nic by mnie nie bolało to bym pomyślała, że umarłam.
Są też te niecodzienne bóle, które musiałam w życiu znieść, po złamaniach, po operacjach. Te czasami bywały wręcz nie do zniesienia, ale przetrwałam.
Żeby nie było, że do końca zwariowałam chcąc sobie zadać kolejny ból.
Marzy mi się tatuaż. Nie żaden z przesłaniem, żaden mądry cytat, nie żeby coś zamanifestować. Po prostu piękny tatuaż.
Mam też na swoim ciele  mnóstwo ohydnych, szpecących blizn. Blizn, które przypominają mi o bólu, o tragediach.
Dlaczego nie mieć pięknej blizny, która kojarzy się z radością, z pięknymi chwilami.
Tak 😃
Już znalazłam profesjonalne i sprawdzone studio tatuażu, które zrobi ten tatuaż w przystępnej cenie. Mam piękny projekt. Teraz tylko trzeba się zebrać w sobie i się odważyć 😁

niedziela, 8 stycznia 2017

I znowu marudzę :(

Jakoś tak ostatnimi laty zaobserwować, że nie lubię końca roku i początku nowego.
Mimo, że są Święta i Sylwester, no jakoś nie lubię i już. Coraz mniej czuję Świąteczna atmosferę i trochę drażni mnie przymus dobrej zabawy w Sylwestra.
Święta to zawsze problem, jak się ma rozwiedzionych rodziców i strasznie denerwują mnie te sztuczne uśmieszki, sztuczne bycie miły jeżeli nie ma się ochoty być miłym. Z grzeczności, bo tak wypada, bo święta itd.
Sylwestra od lat nie mamy z kim spędzać, bo wszyscy znajomi zajęci sobą, albo dziećmi, albo po prostu nie mają ochoty na nasze towarzystwo. Ileż można spędzać Sylwestrów z Polsatem. Na jakieś wielkie bale nas nie stać, choć jakby było stać to i tak byśmy nie poszli, bo tak sami bez znajomych to też nie fajnie.
Okropnie mnie to wszystko przygnębia.
A może to wszystko przez zimę?? Jest zimno, ponuro, a do tego jeszcze teraz spadł śnieg. Taka pogoda skutecznie utrudnia mi życie, a śnieg kompletnie mnie uziemia w domu. 

Od paru lat dzieje się tak, że cały rok mam fajny, optymistycznie patrzę na życie, a pod koniec roku coś się pieprzy. W tym roku to już całkowite apogeum. Ledwo wyszłam ze szpitala, szczęśliwa, że się pozbyłam jednego gówna tu się znowu coś przyplątało i potwornie mnie niepokoi. I to tak bardzo jak nic do tej pory. Czekam na kolejne poważne badania i tak naprawdę nie wiem jeszcze jak długo poczekam. Bo przecież w naszym pięknym kraju hasło "lepiej zapobiegać niż leczyć" kompletnie nie działa.

W tym roku postanowiłam oderwać się od rzeczywistości w Sylwestra i spędzić go zupełnie inaczej. Wyjechaliśmy nad morze i powiem wam przywitanie Nowego Roku na molo w Kołobrzegu to niezwykłe przeżycie i na da się tego porównać z niczym innym.  Na szczęście te dwa dni które tam byliśmy przypadły na dość dobrą pogodę, zaraz po Orkanie, a tuż przed tymi sztormowymi cofkami.

Aby do wiosny!!! Mam nadzieję, że w raz z cieplejszymi dniami i słońcem, przyjdzie lepszy humor, chęć do życia i zdrowie przestanie nawalać.