poniedziałek, 30 marca 2015

Dam radę!

Nie wytrzymałam ... pękłam ... wydarłam się, że aż szyby zatrzeszczały ... "Czy ktoś mi może zrobić herbaty"!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! ... nienawidzę pękać ... bo przecież ja nie pękam!

Praca, gotowanie, sprzątanie, pranie a teraz jeszcze do tego zbliżające się święta przysparzają obowiązków, w weekendy szkoła itp. itd. Nie narzekam! Lubię mieć dużo zajęć. Z jednej strony jak ma się dużo zajęć to się człowiek potrafi lepiej zorganizować, a z drugiej nie mam czasu na rozczulanie się nad sobą. Dobrze mi tak jak jest teraz. Ale czasami mam prawo do zmęczenia i dziś byłam zmęczona i się nie mogłam doprosić herbaty.  Jeden zmęczony, drugi ma focha. Jak się wydarłam, to o mały włos dostałabym dwie herbaty.

Jak jeszcze raz gdzieś usłyszę, że osoby niepełnosprawne siedzą na kanapie z pilotem w ręku i nic nie robią to chyba ugryzę. To że siedzę, to nie znaczy, że nic nie robię.

- Dam radę!
- A jak nie?
- Dam radę!
- Jakie nie dam?
- Dam radę!
- A jak upadnę?
- To się podniosę!
- A jak się nie podniosę?
- To sobie poleżę i odpocznę :-)

piątek, 27 marca 2015

Mam plan i nie zawaham się go użyć :-)

Ach co to był za tydzień.

Poniedziałkowe spotkanie nie wypaliło, koleżanka z wnuczką musiała zostać. No cóż bycie babcią zobowiązuje. Tak swoją drogą to właśnie przyszło mi do głowy, że też mogłabym być już babcią, jej córka jest młodsza od mojego syna, a niedawno mamusią została. Dobrze, że mojemu synusiowi się nie spieszy. Rozmowy prorodzinne prowadzimy dość często więc wiem ;-)

Wtorkowy koncert zajefajny. Znajomości na FB przybyło. Fotek mnóstwo, filmików parę i multum wspomnień. Siostrzyczka zachwycona, bo znowu dzięki mnie miała miejsce w pierwszym rzędzie. Ta jazda na wózku jednak nie jest tak zła, żeby tylko jeszcze świat się trochę bardziej przystosował.

Niestety środowe spotkanie nie poszło po mojej myśli. No cóż wielkich zmian nie będzie, trzeba dalej marzyć i grać w totka.

Za to spotkanie z moją doktor było tak jak myślałam inspirujące. Doktor doskonała, zawsze umie mnie na duchu podnieść. Podobno kwitnę na wiosnę i czuć ode mnie energię. Super, ale skierowania na wyniki nie omieszkała mi zaserwować. No i się okaże czy w środku tak dobrze jak na zewnątrz.

Mam nowy plan na zmiany w życiu zainspirowana moją panią doktor. Zastanawiam się tylko czy mnie na ten nowy plan będzie stać i finansowo i mentalnie. Bardziej się jednak obawiam o ten wkład mentalny. Pożyjemy zobaczymy.

A tym czasem spokojnego weekendu wam życzę :-) 

 


niedziela, 22 marca 2015

Leniwa niedziela :-)

Nie pamiętam już takiego dnia jak dziś. Marzyłam o nim też nie pamiętam od kiedy. Wyspać się do bólu, no i się wyspałam. Około 8 rano wszystko tak mnie bolało, że musiałam wstać. Posiedzieć z książką i nic nie robić. Jednak takie nic nie robienie jest męczące. Czuję się ciężka, obżarta i niepotrzebna. Chyba jednak wolę aktywna życie, nawet jeżeli tą aktywność jest praca i szkoła, to się coś dzieje.
I tak jutro praca, popołudniu ploteczki z dawno niewidzianą koleżanką.
Wtorek praca, a wieczorem koncert z siostrą.
Środa praca, potem spotkanie z panią, które może zmienić moje życie, ale o tym na razie cicho sza.
Czwartek praca i pewnie mało ciekawe spotkanie z panią doktor, choć tu nigdy nic nie wiadomo, bo spotkania z moją panią doktor bywają inspirujące. 
Piątek praca, a po niej jeszcze nie wiem co. 
No i weekend - szkoła.
Kolejny tydzień to pewnie przygotowania do świąt, no i kolejny weekend święta.

Niby nic ciekawego, ale chyba wolę to od leniwej niedzieli, choć jak dziś powiedziała moja 85-letnia babcia "trzeba czasem odpocząć". No to odpoczęłam i mam dość.
A tak po za wszystkim marzę o aktywnych wakacjach. To będzie prawdziwy wypoczynek. Zamykam oczy i już widzę te cudne jeziora. Szkoda, że to dopiero w sierpniu.

środa, 18 marca 2015

Niepełnosprawność bywa zabawna :-)

Szczerze mówiąc nie się nieźle uśmiałam oglądając ten program.

Kossakowski. Inicjacja.

Podchodząc jednak poważnie do sprawy to każdy kto chce choć odrobiną zrozumieć, jakąkolwiek niepełnosprawność powinien choć na chwilę zakosztować tej "słodyczy".
Mój mąż siadał na moim wózku i śmigał po domu "nic w tym trudnego ani strasznego" mówił. Któregoś dnia koledzy posadzili go na wózku i puścili na tor przeszkód. Imitacja różnej wielkości krawężników, różnego rodzaju podjazdów, schody, no i imitacja torowiska. O ile wszystkie przeszkody z mniejszymi albo większymi problemami pokonał, oczywiście z asekuracją wolontariuszy, to na torowisku utkną tak, że ni wte ni wewte. W końcu po chwili wstał wyciągnął wózek, postawił na równym i usiadł  z powrotem. Śmiechu było co niemiara, ale już nigdy więcej nie powiedział, że jazda na wózku jest lekka i łatwa.
Po za tym każdy człowiek, który projektuje tak zwane udogodnienia dla niepełnosprawnych powinien usiąść na wózku i spróbować pokonać np. podjazd który zaprojektował, albo spróbować skorzystać z toalety.   

poniedziałek, 16 marca 2015

Jak żyć??

Normalnie kiedyś trafi mnie szlag. Marzy mi się, żeby w naszym kraju jak coś robią to robili od początku do końca dobrze.
Parę miesięcy w naszym mieście wymieniali chodnik i to w dość sporym odcinku. No i wymienili, chodniki równiutkie, obok równie równiutka ścieżka rowerowa. Jedzie się po nim jak po maśle. Wszystko super hiper ekstra. Jak się domyślacie jest jakiś "ale"... no właśnie, ale zapomnieli to wszystko wykończyć. Na przejściach między ulicą, a chodnikiem są wolne przestrzenie pełne piasku, dla wózkowicza samodzielnie nie do pokonania. Oczywiście myślałam, że to sprawa przejściowa i ktoś to wykończy. Tym czasem robotników, ani słychu, ani widu, a sytuacja tak tra już parę miesięcy. I potem wychodzi na to, że ja marudzę i narzekam. Ale cholera jak żyć, skoro jakiś piach Ciebie zatrzymuje. Czy ja żądam cudów??

piątek, 13 marca 2015

"Czas — najważniejszy surowiec."

Miałam tu bywać częściej. Miałam wpadać na kawę. Miałam wam napisać jak fantastyczną miałam ostatnią niedzielę. Niestety jak zwykle doba za szybko mija, a ja marzę o jednym, żeby się w końcu porządnie wyspać. No nie ma co ukrywać lubię sobie pospać (tak bez przesady, ale do 9 bym sobie pospała), a tym czasem wstaję codziennie o 6 rano. I to przez cały okrągły tydzień. Dni powszednie - praca, weekendy - szkoła. Nie, nie chcę narzekać. Lubie moją szkołę, mimo, że czasami mam jej po dziurki w nosie. Bardzo się też cieszę z tego, że pracuje, w końcu mam pracę dla mnie stworzoną, tylko, że nudna ona potwornie. 
Przejdę do milszych rzeczy i opowiem wam o moim Dniu Kobiet. Wybrałam się z koleżanką, synem i mężem na wernisaż. A może jednak nie będę opowiadać po prostu wam pokażę.



Oczywiście to niewielki procent z tego co zobaczyliśmy. Cudowne kulturalne popołudnie.
Potem poszliśmy na piwko i było nieco mniej kulturalnie, ale mega wesoło, a na pewno klimatycznie.



Tylko w poniedziałek wstawało się do pracy jeszcze ciężej niż zwykle. 
Pozdrawiam wszystkich, którzy jeszcze o mnie pamiętają :-)









środa, 4 marca 2015

Dorosłość czasami jest bolesna ;-)

Jestem bardzo wredną matką.
Upiłam własne dziecko. No jak bum cyk cyk. Moje dziecko pierwszy raz w życiu upiło się w własnym domu z rąk swojej matki. Żeby nie myło moje maleństwo ma już 20 lat. 
W sobotę zorganizowałam małą imprezkę połączoną z grą w Dixit. Już nie mogłam znieść tej ciszy, musiałam coś zadziałać. Zaprosiłam bardzo wąskie grono, ale za to doskonałe. Było masę śmiechu i zabawy przy grze, w między czasie popijaliśmy sobie wódeczkę. Mój syn za alkoholem nie przepada, ale powiedział, że dla towarzystwa drinka wypije. No i tak się rozkręcił, że co chwile podsuwał mi szklankę. W tym całym zamieszaniu, niesina radością obcowania z ludźmi nieświadomie mu polewałam. Potem się okazało, że my kieliszek, on szklankę (zdecydowanie było w niej więcej niż kieliszek). Z jednej strony chciało mi się z niego śmieć, bo tak rozluźnionego i tak chichrającego się syna to ja dawno nie widziałam. Z drugiej strony było mi go potwornie żal, bo potem cierpiał strasznie, oj cierpiał.


wtorek, 3 marca 2015

"Nigdy się nie jest mniej samotnym, niż gdy się jest samotnym."

My kobiety podobno tak mamy, że same nie wiemy czego chcemy.
Przyznaję się bez bicia! Zupełnie nie wiem czego ja tak naprawdę chcę. Czegoś więcej, ale czego??
Siedzenie w domu mnie zabija! Chciałabym szaleństwa, adrenaliny, jakiś emocji. Tymczasem ludzie ode mnie odchodzą i nie mam nawet się z kim kawy napić, o szaleństwie nie wspominając.

7 lat temu moja szwagierka-przyjaciółka wyjechała do Szkocji za chlebem. Kiedyś rozpoczynałyśmy dzień poranną kawą. Odprowadzała swoją małą do przedszkola i jeszcze przed pracą wpadała do mnie na kawkę. Teraz też popijamy czasem kawusię, ale co to za impreza tak przez szklany ekran.

Moja mama, z którą mogę zawsze i o wszystkim, teraz opiekuje się 86 letnią babcią i już czasu dla córki brakuje. Babcia co prawda jest całkowicie samodzielna, ale boi się z domu wychodzić i też przede wszystkim potrzebuje towarzystwa.

Natomiast moja ukochana przyjaciółka, taka najprawdziwsza z prawdziwych. Przyjaźnimy się ponad ćwierć wieku. 10 miesięcy temu urodziła córeczkę, taką wytęsknioną, wyczekaną i świata po za nią nie widzi. Nawet nie próbuję z nią konkurować, doskonale wiem ile ją kosztowało żeby mała pojawiła się na świecie. Doskonale ją rozumiem i małą kocham prawie jak własną, bo przecież razem na nią czekałyśmy, całym sercem byłam z moją przyjaciółką, kiedy o niej marzyła.

Mam jeszcze cudną siostrzyczkę jedyną, taką do tańca i do różańca. Niestety właśnie wyprowadziła się ze swoim chłopakiem do sąsiedniego miasta. Niby nie daleko, tylko 20 kilometrów, no ale to nie to co mieć ją dwie ulice dalej.

Do tego wszystkiego jeszcze ta moja praca. W domu, przy komputerze. Nie narzekam, zawsze o takiej marzyłam, uczyłam się w tym kierunku. No i mam com chciała. Siedzę przy kompie 7 godzin dziennie i zero kontaktu ze światem żywych.

Już wiem, czego chcę! Ludzi chcę! Jednak jestem zwierze stadne. Potrzebuje kontaktu z drugim człowiekiem, rozmów, śmiechu czegokolwiek, aby tylko nie być samą.