sobota, 29 września 2012

Wakacje nadal trwają :-)

Sama w to nie wierzę, ale jakoś się w tym roku tam mi fajnie układa, że nie mogę przestać się urlopować. Urlopować od mojej szarej rzeczywistości głównie.
Te wakacje zapowiadały się całkiem dobrze, ale przerosły moje oczekiwania - oczywiście na plus.
Najpierw przyjechała moja przyjaciółka - szwagierka (na stałe mieszkająca na obczyźnie) no i jak zwykle nie mogłyśmy się nagadać, wypady na miasto itd.
Potem trzy tygodniowy urlop z rodzinką, na którym czasu nie było myśleć o rzeczywistości: zwiedzanie Wrocławia, turniej piłkarski Masters Polish, następnie dwa tygodnie rehabilitacji do południa, po południu zwiedzanie Dolnego Śląska, góry, zamki, pałace dotarliśmy aż do Harrachova w Czechach.
Nie zdążyłam się jeszcze dobrze rozpakować i wyruszyłam na obóz kobiecy do Kołobrzegu. I myślałam że 9 września moje wakacje się zakończyły.
A tym czasem w czwartek dostałam propozycję kolejnego obozu w Kołobrzegu tym razem szermierczego. Taaaaaa!!!! Czaicie?? S-Z-E-R-M-I-E-R-K-A Nie no, ja już w tym roku dużo rzeczy próbowałam pierwszy raz kręgle, balet, joga, taniec z szarfą, ale że szermierka. hmmm czemu nie?? Może złapię bakcyla i na następną Paraolimpiadę pojadę (oczywiście żartuję). Najbardziej mnie jednak cieszą spotkania z ludźmi, oderwanie od domowych obowiązków, kolejne 6 dni bez gotowania, parania, sprzątania, pełen luz. No i wyruszam 10 października.

środa, 26 września 2012

Ze spraw bieżących ...

 ... wakacje się niestety skończyły, a szkoda bo wyjątkowe były. Ja co prawda sobie je trochę przedłużyłam, zakończyłam 9 września w Kołobrzegu. Przez 6 dni się relaksowałam i zastanawiałam co zrobić z moim życiem dalej. No i podjęłam decyzję, choć po ostatnim weekendzie zastanawiam się czy właściwą. Otóż mam wrażenie, że po raz kolejny porwałam się z motyką na słońce. Rozpoczęłam dwu letnie studium administracyjne, choć po tym co było w ten weekend mam wrażenie, że jestem na prawie z elementami niemieckiego. Mój ojciec zawsze chciał bym została prawnikiem i teraz jego słowa wróciły do mnie jak bumerang. Ja oczywiście jak to ja mam skłonności do przesady, ale prawo cywilne, prawo administracyjne to jak dla mnie za duża dawka prawa, ustaw, paragrafów, przepisów, nie mam pojęcia jak to wszystko spamiętać i zdać egzamin państwowy. Jeszcze nie do końca wiem co oznacza termin "egzamin państwowy", ale takim ma się zakończyć dwa lata nauki. 
Jak zwykle obaw masa, ale co mam robić?? Ta szkoła to dla mnie tak jakby rozrywka, spotkania z ludźmi, rozmowy poważne i te dużo mniej poważne.
Aha do tego wszystkiego zapisałam się jeszcze na rosyjski ... chyba mnie już pogięło do końca, z moją trudnością nauki języków obcych postanowiłam zostać poliglotką ;-) ... angielski już znam perfekcyjnie (oczywiście to żart, co prawda uczyłam się go przez dwa lata, ale że go znam to za dużo powiedziane), niemiecki to tak z przymusu na tej mojej administracji i rosyjski zupełnie z własnej nie przymuszonej woli.
Ja się chyba naprawdę bardzo nudzę i szukam dodatkowych wrażeń. No cóż jedni skaczą na bandżi, a ja zapewniam sobie adrenaliny w szkole.
Oczywiście musiałam trochę powalczyć o przystosowaną salę, o to by zniknął rower z toalety dla niepełnosprawnych, ale chyba się udało teraz tylko trzeba się solidnie zabrać do nauki.

środa, 19 września 2012

"Widzimy ludzi i rzeczy nie takimi, jakimi są, ale takimi, jakimi my jesteśmy."




Dawno mnie tu nie było. 

Po pierwsze to trochę się w moim życiu działo (ale o tym może innym razem). 

A po drugie to jakoś mi weny ostatnio brakuje. Pisząc mój poprzedni blog miałam jakieś takie dziwne poczucie misji. Oczywiście egoistycznie pisałam głównie o sobie, bo to właśnie na swoim przykładzie chciałam całemu światu pokazać, że osoby niepełnosprawne są normalnymi członkami naszego społeczeństwa. Bo ja prawdę powiedziawszy nigdy w życiu nie uważałabym siebie za osobę niepełnosprawną gdyby świat był przystosowany i ludzie na około nie traktowali mnie inaczej. Tak naprawdę to nie kalectwo sprawia, że jestem osobą niepełnosprawną, społeczeństwo na około ze mnie taką robi. Wiem, może jak zwykle przesadzam, ale przecież żyję jak każda inna normalna kobieta. Jestem żoną, matką, piorę, prasuję, sprzątam, gotuję, chodzę na zakupy, do fryzjera, maluje oczy, paznokcie, czasami płaczę bez powodu i śmieję się jak głupi do sera. No powiedzcie sami jak normalna kobieta.
No i tak się zastanawiam czy jest sens pisania dalej bloga. Może i mogę pisać codziennie o tym co zrobiłam na obiad, gdzie byłam i kogo spotkałam itd. Itp. Tylko mi tak naprawdę nie o to chodzi, a i kto by to chciał czytać. Pisać o niepełnosprawności po co skoro ludzie wiedzą już wszystko, a ja jestem tylko głupią kaleką na wózku, która czepia się szczegółów. Na przykład ostatnio usłyszałam od pewnej kobiety jak ona „normalnie” traktuje osoby niepełnosprawne w swojej pracy to aż mi się włos na głowie zjeżył. Gdyby właśnie tak traktowała swoje sprawne koleżanki to długo by się z nimi nie kolegowała, a raczej one bardzo szybko by się od niej odwróciły plecami, niestety owe niepełnosprawne osoby to „normalne” traktowanie musza znosić, bo na nic innego nie mogą liczyć. Albo ludzie uważają, że skoro jest podjazd to już szczyt dostosowania i cała reszta się nie liczy. Paranoja, w naszym kraju nazywa się przystosowanym, przyjaznym niepełnosprawnym budynek który na zewnątrz ma podjazd, nie ważne jest, że w środku budynku jest cała masa schodów, schodków, progów, a windy żadnej, albo do toalety nie sposób się dostać na wózku, albo okienka w urzędach tak wysoko, że urzędnik wcale nie wie, iż stoję po drugie stronie. Nawet sobie nie wyobrażacie ile ja tych „przystosowanych” miejsc spotkałam w swoim życiu. 

No i powiedzcie mi czy jest sens pisania, skoro wszyscy już wiedzą wszystko.