No właśnie dziś mi mój syn przypomniał, że kiepski ze mnie kopciuszek, a jeszcze gorsza księżniczka.
Sierpień, godzina 3 rano, a my wyruszamy na urlop. Jedziemy zdobywać mazury. Przed nami jakieś 700 km.
Wszystko szybko, szybko. Bagaże już w bagażniku, tylko ja jeszcze w proszku, bo przecież to środek nocy. No i tak lekko nieprzytomna wskakuję do samochodu, chłopaki mnie popędzają, bo o 3 mieliśmy wyruszać, a jest już 15 po. Żeby oni na co dzień tacy punktualni byli! No i ruszamy, jesteśmy gdzieś w okolicy Koszalina trzeba na siusiu. Zatrzymujemy się na stacji benzynowej. Mąż mi wózek podaje, ja ciągle nie przytomna się wytaczam z samochodu, na co mąż "a ty tak bez jednego buta??" No cholera gdzie ja mam buta?? Wygląda na to, że spadł mi jak wsiadałam do samochodu, a że mam trochę zaburzenie czucia i do tego ta nie ludzka godzina, że nie poczułam. Cholerka moje ulubione. Dobrze, że spakowałam sandały. No i całe szczęście, że lato było upalne to ja cały urlop w tych sandałach prześcigałam. Oczywiście odwiedziłam kilka obuwniczych, ale po pierwsze to mi nie łatwo kupić buty, a po drugie szkoda było czasu na bieganie po sklepach.
Do tego wszystkiego moje chłopaki uparli się na zwiedzanie zamków krzyżackich. Jak się pewnie domyślacie, żadnego nie zwiedziłam, widocznie kiedyś księżniczek na wózkach nie było ;-) A raczej robiłam za Romeo pod balkonami, wyczekując aż moi chłopcy się już nacieszą.
A mój syn do dziś się ze mnie śmiej, że żadna ze mnie księżniczka, skoro mój księże z pantofelkiem nie może mnie odnaleźć.
No i dziecięca marzenia prysły jak bańka mydlana :-)))))))