Mała rzecz a cieszy.
Otóż w niedzielę spełniłam swój obywatelski obowiązek, oczywiście nic niezwykłego zwłaszcza dla kogoś kto na wybory chodzi zawsze.
Tym razem przy urnie spotkała mnie niespodzianka. Dostałam czerwonego goździka od przewodniczącego komisji. Litość?? Chcę wierzyć, że to zwykła ludzka uprzejmość. Taka głupota, a od razu szeroki uśmiech na twarzy zagościł. Mimo, że mi osobie z tamtych lat czerwony goździk kojarzy się nieodłącznie z PRL-oskim dniem kobiet.
Chyba trzeba się nauczyć cieszyć z małych rzeczy, a świat będzie piękniejszy.
Natomiast w drodze powrotnej mąż widząc uśmiech na mojej twarzy:
- Ja bym ci kupował kwiaty, ale ty sobie pewnie zaraz pomyślisz, że coś przeskrobałem!
- Hmmmmm - męska logika :-)