piątek, 28 lutego 2014

"Człowiek jest odpowiedzialny nie tylko za uczucia, które ma dla innych, ale i za te, które w innych budzi."

Też tak macie?? Niby znacie człowieka, niby go lubicie, a jednak jest coś nie tak.

Mam taką koleżankę, bardzo ją lubię. Świetnie się na współpracuje. Jak mamy zadanie do wykonania, mówimy tym samy językiem, a nawet rozumiemy się bez słów. To bardzo konkretna babka, w sprawach zawodowych pełen profesjonalizm. Jako kumpela świetna do pogadania o wszystkim. Ogromne poczucie humoru. Niezwykle miła i pozytywna osoba. Jednak są chwile, że budzi we mnie jakiś dziwne sprzeczne uczucia. Wręcz czasami się jej trochę boję i wtedy staram się unikać wszelkiego kontaktu. Niedawno poznałam jej bliską koleżankę i mam z tą drugą dokładnie tak samo. Obie bardzo lubię, jednak jest jakieś ale...... Nie umiem nawet tego nazwać. Zupełnie tego nie rozumiem.

środa, 26 lutego 2014

"Aby nie oszaleć, nieraz musimy udawać szaleńców."

Żeby nie było, że na tym naszym obozie to tak poważnie, ponuro i płaczliwie było. O nie, nie!! Bądź co bądź osoby niepełnosprawne to osoby z wielkim poczuciem humoru. Bo w naszym przypadku brać życie zbyt poważnie to można zwariować. A jeżeli jeszcze całą grupę dopełniła spora ekipa szalonych chodziaków (to w naszym slangu, ci tzw. zdrowi, najczęściej wolontariusze) to burza szaleństw aż wrzała. Dawno, oj bardzo dawno tyle nie płakałam ze śmiechu.

Opowieści dziwnej treści.
Tance, wygibasy i inne figury mało geometryczne.
Gry i zabawy, te kreatywne i te zmuszające do robienia z siebie kretynów.
Śpiewy i wrzaski.
Nocne wędrówki.
Strachy, mary i sny na jawie.
Łóżka na ścianie.
Jajka pod kołdrą i na głowie.
Zapiekanka ziemniaczana typy "przegląd tygodnia" + woda z automatu z czymś dziwnym brązowym zwana "herbatą" = stoperan.
Gruszka i cynamon.
Robaki i majtki.
Balans a wąs. 
Miłość, blondyn i tygrysek.
"Happy czas"
Amen
 
Hasła owe brzmią pewnie tajemniczo. Chciałabym ty wam przytoczyć przykłady, ale dużo by o tym pisać, a wyrwane z kontekstu już tak nie śmieszą. Po za tym wiele rzeczy trzeba zobaczyć na własne oczy by zrozumieć żart.

A tak wyglądał mój pokój któregoś wieczoru ;-)
Dodam tylko, że sama te kubki zbierałam na hasło "zbieramy zużyte kubeczki" przez cały tydzień nie miałam pojęcia, że kręcę bata sama na siebie, wszystkim ochoczo przypominałam by owe kubeczki odkładali.
(foto zostało zrobione po lekkim już udrożnieniu przejścia przez moje współspaczki)

wtorek, 25 lutego 2014

"Sko­ro nie można się cofnąć, trze­ba zna­leźć naj­lep­szy sposób, by pójść naprzód."

Spotkało się 20 osób, różnych osób. Z różną niepełnosprawnością. Jedni chorowali od dziecka, innych kalectwo dopadło w trakcie życia. Mózgowe porażenie dziecięce, uraz mózgowo-czaszkowe, stwardnienie rozsiane, uraz rdzenia, przepuklina kręgosłupa, głuchota, guz mózgu, zanik mięśni itd. itp. Słuchałam, obserwowałam i się zastanawiałam jak ja mogę tym ludziom pomóc. Bo jak pomóc na przykład 29-letniej dziewczynie, nad którą rodzice rozpostarli wielki parasol ochronny, nigdy sama nie wychodzi z domu, nie ma przyjaciół, na samo pytanie o chłopaka czerwieniła się jak mała dziewczynka. Jak pomóc osobie, która nawet dobre słowo odrzuca. Co powiedzieć komuś, kto całe życie słyszy, że się do niczego nie nadaje. Co powiedzieć dziewczynie, która najbardziej na świecie kocha konie, a po upadku z jednego z nich nie potrafi nawet poprawnie mówić. Jak pocieszyć dziewczynę grającą w siatkówkę, a teraz ledwo się poruszającej na kiepskiej protezie. Co poradzić dziewczynie pragnącej mieć dziecko, a bojącej się, że potomek odziedziczy wadę.
Niby bił od tych wszystkich ludzi optymizm, na pierwszy rzut oka wydawało się, że wszyscy są pogodzeni z losem, cieszyły uśmiechnięte twarze. Niestety w rozmowach w cztery oczy okazywało się, że nie jest wesoło. Rodzina dołuje. Znajomi się odsuwają. Świat jest nie przystosowany. Daleko do cywilizacji. Ogromny ból i to nie ten fizyczny, ale gównie ten psychiczny. Na drodze same górki i pagórki.
Co można zrobić w tydzień?? Wysłuchać, uśmiechnąć się, poklepać po ramieniu, przytulić?? A może poczęstować czekoladą, zrobić herbatę i po prostu być?? Jak w tym wszystkim odnaleźć siebie samego?? Czy ja się do tej pracy nadaję??

poniedziałek, 24 lutego 2014

Wróciłam ...

Wróciłam do rzeczy­wis­tości.
Brud­no, nudnej, sza­rej, codzien­ności.
Ze łza­mi w oczach.
Smutkiem na twarzy.
Zos­ta­wiając ważny czas.
Żegnając ludzi, którzy przez kil­ka krótkich chwil sta­li się bliżsi niż wielo­let­ni przy­jaciele. Pożegnałam ich ze świado­mością, że wielu już nig­dy więcej nie będzie mi da­ne spot­kać.
Je­dyną możli­wością po­now­nego ich zo­bacze­nia, są tyl­ko wspom­nienia, które z cza­sem staną się wyb­lakłe jak przes­tarzała fo­tog­ra­fia.
Pełna sprzecznych uczuć.
Z mnóstwem emocji, nie tylko własnych.
Przy­wiąza­nie do dru­giego człowieka.
Życie nie poz­wa­la być szczęśli­wymi na taką skalę, na jaką te­go prag­niemy.
Gdzieś tam zos­ta­wiamy jakąś cząstkę siebie.
Tą, której nie dos­ta­niemy już z pow­ro­tem.
Tra­cimy ja­kiś ułamek siebie. 

środa, 12 lutego 2014

Papki :-)

No to pora się żegnać, jutro rano ruszam w drogę. Nie no jakie żegnać co ja wypisuję!! Ja tu wrócę!! Mam nadzieję cała, zdrowa i pełna pozytywnych wrażeń. Choć muszę się przyznać, że im bliżej wyjazdu tym większy stres mnie łapie. Jak się dowiedziałam, że jadę byłam taka URA BURA. Teraz niestety moje URA BURA gdzieś się ulotniło. Denerwuję się bo do tej pory na obozach to ja grzecznie słuchałam i nic tak naprawdę ode mnie nie zależało, wykonywałam tylko polecenia. Jak to będzie teraz zupełnie nie wiem. No ale przecież dam sobie radę. Zawsze dawałam sobie radę. Czasami było naprawdę ciężko, pot, krew i łzy, ale koniec końców zawsze dawałam radę. Więc dlaczego teraz nie miałabym dać sobie rady.

Zostawiam wam serducho, w dniu zakochanych mnie tu nie będzie, a ja przecież was kocham :-)


poniedziałek, 10 lutego 2014

"I z marzeń można zrobić konfitury. Trzeba tylko dodać owoce i cukier."

Znowu znikam na chwilę. To znaczy zniknę w czwartek. Pojawię się ponownie za 8 dni.

Wyjeżdżam.
Jadę na obóz.
Cieszę się na ten obóz wyjątkowo i też wyjątkowo jadę pełna obaw. Otóż pierwszy raz jadę na obóz jako kadra.
Od mojego pierwszego obozu w Zielonej Górze, a było to 8 lat temu marzyłam o tym by znaleźć się w kadrze i w końcu się udało. Bardzo długo na to pracowałam. Tak szczerze mówiąc już zaczynałam wątpić, już nawet przebiegały mi po głowie nieśmiałe myśli, żeby się wycofać. A tu trach, dzwoni telefon i tak niespodzianka.
Zdaję sobie sprawę z tego, że to nie będzie łatwe i czeka mnie 8 dni ciężkiej pracy. Mnóstwo wysiłku, niewiele snu. Jednak cieszy najbardziej, że w końcu to ja będę mogła dać komuś coś z siebie i oddać to co ja dostałam parę lat temu. 

piątek, 7 lutego 2014

"Zima jest piękna do pewnego stopnia... Celsjusza."

 Dziś coś na wesoło, żeby nie było, że ze mnie potworny smutas jest.

Zdarzyło się pewnej mroźniej zimy. 

Otóż w nocy ostry mróz. Mój mąż o 5 rano do pracy jedzie więc mrozik trzyma w najlepsze i to nie mały. Wstał rano, spokojnie do samochodu przez zaspy podreptał, kluczyk do zamka próbuje włożyć i upssssssssssssssss, nie wchodzi. Zamek zamarzł. Kombinuje na wszystkie strony, w zamek chucha dmucha i nic. Od strony pasażera tez lipa. Wyobraźcie sobie bagażnik dało się otworzyć, ale w nim nic co by mogło zamki odmrozić. Wiec mój kochany  Pomysłowy Dobromir wpada na pomysł, że przez bagażnik do środka się dostanie. I jak pomyślał tak zrobił. Przedostał się do środka. Usadowił wygodnie za kierownicą auto odpalił, i zdecydował, że teraz trzeba samochód odśnieżyć, szyby oskrobać. Szarpie się za drzwi  i cholewka od środka też nie da się otworzyć, pozamarzały wszystkie cztery na amen. No to dawaj skrobaczkę w łapy i z powrotem przez bagażnik na zewnątrz. W tym czasie sąsiad się zjawił i ze swoimi drzwiami samochodowymi też się mocował, nic z tego. Zobaczywszy jak mój mężulek sobie radzi on też spróbował przez bagażnik do auta się dostać. Dlaczego akurat bagażniki im się pootwierały a inne drzwi nie to nie wiem, normalnie złośliwość przedmiotów martwych. Panowie oczywiście doprowadzili swoje auta do porządku i do pracy spóźnieni ale dojechali.
Wyobraźcie sobie jak to wszystko musiało wyglądać. Dwóch dorosłych mężczyzn, dodajmy, że oboje do szczupłych nie należą, przeciskali się jak śledzie przez bagażniki do swoich własnych samochodów. Tylko to nagrać i na Yutubie hicior by był. Ja  popłakałam się ze śmiechu jak opowieść słyszałam, ale śmiechu by było móc to zobaczyć. 

środa, 5 lutego 2014

"I wciąż ta cho­ler­na pus­tka wewnątrz mnie - poczu­cie, że cze­goś mi brak."

Czegoś mi brak ... ale czego to ja nie wiem.

Słońca?? To na pewno!!
Ciepłego, świeżego powietrza?? Niewątpliwie!!
Kawki z przyjaciółką?? Oj bardzo, bardzo mi brak!!
Zwierzeń mojej siostrzyczki?? Tego też mi brakuje!!

Uśmiechu, radości, szaleństwa  itd. itp.

Chyba jakoś tak ogólnie życia mi brakuje, bo tak jakaś zgnuśniała ostatnio jestem.
Kopa potrzebuję!!!!!!!!!
Żeby mi się chciało tak jak mi się nie chce. 

poniedziałek, 3 lutego 2014

"Jak Ci źle to znajdź kogoś komu gorzej"

Takiego sformułowania użył kiedyś mój kolega i może coś w tym jest, bo jak spotykamy kogoś komu jest w życiu gorzej to nam robi się lepiej. Nie mówię tu o uczuciu triumfu, ja zawsze w takich sytuacjach dochodzę do wniosku, że trzeba przestać narzekać, wziąć się w garść i być może spróbować pomóc tej osobie.

Miałam kiedyś szanse wyjazdu na turnus szkoleniowo-integracyjny. Byli tam ludzie niepełnosprawni, matki dzieci niepełnosprawnych,  młodzi ludzie usamodzielniający się (z domów dziecka) i matki którym odebrano dzieci. Historie tych wszystkich osób były porażające. Bite, porzucone dzieci, maltretowane matki, choroby dzieci, śmierci, tragiczne historie, okropne przeżycia. Po dwóch tygodniach słuchania tego wszystkiego doszłam do wniosku, że jestem szczęśliwym człowiekiem.

Bo na co ja narzekam??
Mam cudownego, zdrowego syna, z którym (po za jednym strajkiem jeszcze w podstawówce) nie było żadnych problemów.
Mam męża, który mnie nie zostawił, a przecież mógł, był czas, że życie ze mną było bardzo trudne, a on był i jest. Zawsze mnie wspiera i nigdy nie dał mi odczuć, że jestem jakaś inna.
Mam wspaniałą siostrę, która urodziła się jak miałam 15 lat i wtedy stojąc nad jej łóżeczkiem myślałam "co ja gówniaro będę z Tobą robiła?". Dziś nie wyobrażam sobie życia bez niej.
Mam mamę, która zawsze jest, kiedy jej potrzebuję.
Mam dwie ukochane babcie, które zawsze się za mnie modlą.
Mam przyjaciółkę, prawdziwą z najprawdziwszych, przyjaźnimy się już 22 lata.
Mam również dach nad głową, byle jaki ale jest.
Nikt mnie nigdy nie uderzył, nie poniżał, nie zostawił.
A to że jeżdżę na wózku, no cóż życie to nie bajka.